
Dlaczego wszyscy szaleją na punkcie drzewek kolumnowych? odkryj ich tajemnice!
Jeśli jesteś posiadaczem niewielkiego tarasu, balkonu lub ogrodu, a do tego uwielbiasz smak soczystych, świeżych owoców, to drzewka owocowe kolumnowe będą dla Ciebie idealnym rozwiązaniem. Zagwarantują przyjemność płynącą z jedzenia dorodnych owoców oraz urozmaicą atmosferę przestrzeni, w której się znajdą.
Owocowe kolumny
Drzewa owocowe kolumnowe są odmianą drzew owocowych o kolumnowym pokroju. Rosną na wysokość około 2-3 m, a ich obwód z reguły nie przekracza 80 cm. Można je z powodzeniem uprawiać w donicach, niewielkich ogrodach oraz na tarasach i balkonach. Dzięki swej kolumnowej formie drzewko oświetlane jest z każdej strony w ten sam sposób, co sprawia, że owoce mogą równomiernie dojrzewać.
Jakie drzewka wybrać?
Te drzewka to prawdziwy cyrk odmian – jest w czym wybierać, a każda ma swój charakter. Zacznijmy od jabłoni, bo kto nie lubi chrupać jabłek? Jest taka seria „Ballerina” – na przykład „Bolero” albo „Waltz”. Owoce słodkie, raz czerwone, raz zielono-żółte, gotowe do zrywania między sierpniem a październikiem. Ja posadziłem „Bolero” i powiem Ci, że jak w zeszłym roku zerwałem pierwsze jabłko, to czułem się, jakbym wygrał w totka – małe, ale jakie smaczne! Inna opcja to „Golden Sentinel” – złote jabłuszka, idealne na przekąskę prosto z drzewka. Dojrzewają we wrześniu, akurat na jesienne wieczory z herbatą.
Grusze też mają swoje gwiazdy. „Saphira” daje słodkie, zielono-żółte gruszki późnym latem – idealne, jak masz ochotę na coś lekkiego. Z kolei „Decora” to mistrzostwo na przetwory. W zeszłym roku moja ciocia zrobiła z nich kompot, który smakował jak wakacje u babci – serio, nostalgia w słoiku! Czereśnie? Tu polecam „Sylvia” – ciemnoczerwone, słodkie, gotowe w czerwcu albo lipcu. Raz zapomniałem ich zebrać na czas i wróble urządziły sobie imprezę – wyglądało to jak scena z Hitchcocka. Jest jeszcze „Queen Mary” – wielkie, soczyste, lipcowe czereśnie, które aż się proszą, żeby je zjeść od razu.
Śliwy kolumnowe to z kolei „Fruca” – fioletowe, słodkie, sierpniowe cuda, albo „Imperial” – ciemnogranatowe, idealne na dżemy. „Imperial” testowałem w donicy i wyszło spoko, choć raz przewróciłem ją, sprzątając balkon – ziemia wszędzie, a ja jak idiota z miotłą. No i morele – „Goldrich” to mój faworyt. Pomarańczowe, słodkie, dojrzewają w lipcu-sierpniu. W tym roku trafiłem na rekordowe upały i bałem się, że mi uschną, ale dały radę – twardziele z nich.
Wybór zależy od tego, co lubisz i gdzie mieszkasz. Klimat w Polsce bywa kapryśny – w marcu 2025 roku już raz sypnęło śniegiem, a potem przyszła odwilż, więc lepiej celuj w samopylne odmiany, bo nie musisz się martwić o sąsiadów dla zapylania. Jedno drzewko i jazda!
Uprawa drzewek kolumnowych owocowych
Uprawa drzewek kolumnowych to w gruncie rzeczy żadna rocket science – wymagania mają podobne do swoich „normalnych” kuzynów, tych klasycznych jabłoni czy śliw, co rosną w sadach u dziadka. Ale jest jeden haczyk, który sprawia, że to gra na innym poziomie: możesz je wsadzić w donice i postawić sobie na balkonie, tarasie albo nawet w kącie mieszkania, jeśli masz dość słońca i odwagi, żeby sprzątać opadłe liście. Ja się na to skusiłem jakieś dwa lata temu, bo mój „ogród” to raptem kilka metrów kwadratowych betonu w mieście. I powiem Ci – to była jazda bez trzymanki, ale frajda nie z tej ziemi!
Zacznijmy od tego, co te drzewka lubią. Gleba? Żyzna, próchnicza, dobrze przepuszczalna – taka, w której korzenie czują się jak w pięciogwiazdkowym hotelu. W ogrodzie to jeszcze pół biedy, bo ziemia ma gdzie się rozłożyć, ale w donicy? O, tu zaczyna się zabawa. Wyobraź sobie: masz sadzonkę w pojemniku wielkości wiaderka po farbie, a ona chce jeść i pić jak dorosłe drzewo. Ograniczona ilość ziemi to jak dieta dla wyczynowego sportowca – szybko się wypala. Raz kupiłem jabłonkę „Bolero” w doniczce i myślałem, że samo podlewanie wystarczy. Efekt? Liście pożółkły jak kartki w starej książce, a ja wyglądałem na ogrodnika roku… w kategorii wpadek. Szybko się nauczyłem, że bez regularnego nawożenia i podlewania to się nie uda.
A co, jeśli drzewko rośnie i robi się za ciasno? Przesadzanie do większej donicy to jak przeprowadzka do większego mieszkania – wymaga planu. Na dno sypię warstwę drobnych kamyków albo żwiru – serio, to jak poduszka drenażowa, żeby korzenie nie utonęły. Resztę wypełniam świeżą, żyzną glebą, najlepiej z dodatkiem kompostu albo torfu. Pamiętam, jak raz przesadzałem moją śliwę „Imperial” – nie miałem żwiru, więc wrzuciłem stare kamyki z akwarium. Działało, ale jak donica się przewróciła (wiatr, nie ja, przysięgam!), to pół balkonu wyglądało jak plaża. Przy przesadzaniu warto też sprawdzić korzenie – jak są zbite, delikatnie je rozluźnij, żeby nie dusiły się w nowym domu. I podlej porządnie po wszystkim – 10 litrów wody to minimum, żeby ziemia się ułożyła. W ogrodzie sprawa jest prostsza, ale i tu trzeba uważać. Stanowisko musi być słoneczne – minimum 6 godzin dziennie, bo te drzewka to prawdziwe słoneczne głodomory. Osłona od wiatru też się przyda – u mnie wichura kiedyś złamała młody pęd i musiałem grać w chirurga ogrodnika.
Pielęgnacja – czyli jak nie zepsuć sobie zabawy
Dobra, sadzenie to jedno, ale potem trzeba o te maleństwa zadbać, żeby nie zmarnowały potencjału. Podlewanie to podstawa – młode drzewka są jak dzieciaki, ciągle chcą pić. W pierwszym roku lałem im po 10-15 litrów tygodniowo, zwłaszcza jak słońce prażyło. W donicach to już w ogóle – sprawdzam palcem, czy ziemia nie jest mokra jak bagno, ale też nie sucha jak pustynia. Raz przegiąłem z wodą i moja „Sylvia” wyglądała, jakby miała kaca – liście zwisały smętnie, ale się ogarnęła.
Nawożenie? Wiosną daję im coś z azotem – saletra amonowa brzmi jak chemia z laboratorium, ale działa, pędy rosną jak szalone. Latem przechodzę na potas i fosfor, żeby owoce miały power. Tylko nie przesadź, bo raz dałem za dużo i zamiast jabłek miałem dżunglę liści – wyglądało to jak dekoracja na Halloween. Przycinanie to prościzna – tnę tylko pędy boczne, co wyrosną za bardzo, jakieś 20-30 cm, a resztę zostawiam. Robię to wczesną wiosną, zanim się obudzą. Jak coś się złamie albo wygląda podejrzanie, też wylatuje – no mercy!
A propos owoców – jak drzewko za bardzo szaleje z zawiązkami, to przerzedzam je ręcznie. Zostawiam jeden co 10-15 cm, bo inaczej gałęzie mogą pęknąć pod ciężarem. Raz olałem ten krok i moja jabłonka wyglądała, jakby chciała udźwignąć cały sad – efekt? Kilka pędów na amen. Zima to kolejny challenge. U mnie na balkonie okrywam je agrowłókniną, a donice wstawiam do garażu, gdzie jest chłodno, ale nie mroźnie. W zeszłym roku zapomniałem o tym i „Fruca” ledwo przeżyła styczniowe minus 15 – mea culpa.
Szkodniki? Mszyce i przędziorki to zmora. Sprawdzam liście jak detektyw, a jak coś znajdę, pryskam Miedzianem albo innym specyfikiem. W tym roku na X widziałem, jak ludzie narzekali na parch po mokrej wiośnie – więc prewencja to klucz!
Sadzenie – krok po kroku, bez stresu
Sadzenie to jak start nowej przygody. Drzewka z gołym korzeniem wsadzam wiosną – marzec albo kwiecień, ewentualnie jesienią, koło października-listopada, jak już zasną. Te w donicach? Cały sezon, byle nie w upał czy mróz. U mnie na balkonie „Golden Sentinel” posadziłem w maju i było git. Stanowisko? Słońce, słońce i jeszcze raz słońce – minimum 6 godzin dziennie, inaczej będą marudzić. Osłona od wiatru też się przyda, bo wichura raz przewróciła mi donicę i sprzątałem pół dnia.
Gleba musi być żyzna i przepuszczalna – pH koło 6-7, jak w podręczniku. Jak ziemia słaba, mieszam ją z kompostem albo torfem, a w donicach daję podłoże do owocówek z keramzytem na dnie – odpływ to życie. Dołek? Dwa razy większy niż korzenie, jakieś 40×40 cm w gruncie, a w donicy minimum 20-30 litrów. Wsadziłem drzewko, miejsce szczepienia zostawiłem nad ziemią – jakieś 5-10 cm, żeby nie zgniło – i zasypałem, ugniatając jak ciasto. Potem kubeł wody – 10 litrów – i voilà!
W gruncie daję palik, bo wiatr u mnie to niezły rozrabiaka. W donicy pilnuję, żeby się nie kiwała. Przez pierwszy miesiąc podlewam co kilka dni, jak nie pada, i sypię korę na wierzch – chwasty nie mają szans, a wilgoć zostaje. Raz zapomniałem podlać po sadzeniu i myślałem, że „Saphira” się ze mną pożegna – na szczęście odbiła.
Wiesz, te drzewka to trochę jak kumple – każde ma swój humor, ale jak je ogarniesz, odwdzięczą się owocami. W tym roku na targach ogrodniczych w okolicy (marzec 2025, pamiętasz tę odwilż?) widziałem, jak ludzie szaleją na punkcie kolumnowych – moda rośnie! Moja rada? Spróbuj, pobrudź sobie ręce i nie bój się pomyłek – ja swoje zaliczyłem i wciąż się śmieję. Jak coś, pisz, pogadamy o Twoich sadzonkach!
Czytałam, że drzewka owocowe kolumnowe zajmują mało miejsca. Czy ktoś z Was ma jakąś opinię o tych odmianach?